Maryla Rodowicz mówi, jak dba o formę. "Już nie szaleję i nie zarywam nocy"

Śpi po 11 godzin i nie pije alkoholu, stara się ćwiczyć, a jej organizm domaga się zdrowej diety. Ukochana artystka Polaków kończy w tym roku 80 lat, a jej niepowtarzalnego głosu nadal słuchają tłumy. - Nie myślę o przemijaniu - zapewnia Maryla Rodowicz i mówi, że to jej sposób na starość.

Maryla Rodowicz zdradza swój sposób na doskonałą formę
Maryla Rodowicz zdradza swój sposób na doskonałą formę
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Jakub Porzycki

31.01.2025 | aktual.: 09.02.2025 09:18

Joanna Rokicka, dziennikarka Wirtualnej Polski: Od lat jest pani ulubioną artystką Polaków, której piosenki znają kolejne pokolenia. Słynie pani także z odwagi i otwartości. Skąd u pani takie nastawienie do świata i ludzi?

Maryla Rodowicz: Myślę, że ukształtowało mnie moje dzieciństwo, było biednie, ale tego nie odczuwałam. Mama była zapracowana, ale zajmowała się mną babcia. Nie wypuszczała mnie z domu bez śniadania, wieczorem czytała do snu, kiedy jeszcze nie umiałam czytać. Czytała mi "Trylogię" Sienkiewicza. Przychodziła na stadion na moje zawody lekkoatletyczne, szyła mi ubrania i kostiumy sportowe według moich rysunków. Jeszcze nie miałam pojęcia o istnieniu tej firmy sportowej, a już chciałam mieć spodenki z paskami z boku

Czyli to właśnie babcia była kluczową postacią w pani dzieciństwie?

Babcia jeździła ze mną do lasu na grzyby. Krótko mówiąc, zajmowała się mną. Była bardzo religijna i musiałam jej towarzyszyć w kościele - najgorsza była niedzielna suma, bo bardzo długa i nudna. Kiedyś msze były prowadzone po łacinie, znałam je na pamięć.

Miewałam sny z Jezusem w roli głównej. Nad moim łóżkiem wisiał obrazek Anioła Stróża prowadzącego dwoje małych dzieci. Do tej pory znam pacierze na pamięć i mam bardzo skuteczną modlitwę do świętego Antoniego, który pomaga znaleźć zgubione przedmioty, np. kluczyki do samochodu. Babcia też zaszczepiła mi miłość do zwierząt. 

Zdaniem ekspertów, na nasze nastawienie do życia w dużej mierze wpływa dzieciństwo. Jaki pani wspomina swój dom rodzinny? 

Moje dzieciństwo nie było zbyt ciekawe, ponieważ rodzice zdecydowali się wyjechać z Wilna w 1945 roku, w momencie, kiedy wiadomo było, że będzie tu Związek Radziecki. Trafili do Zielonej Góry, gdzie się urodziłam. Władza ludowa wsadziła ojca do więzienia, dom zapieczętowano, mama wyszła z walizeczką i dwójką małych dzieci i ruszyła pociągiem w świat. Wylądowała we Włocławku, gdzie dekorowała wystawy sklepowe i urządzała wnętrza.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wychowywała się pani w innych czasach, przed erą cyfrową. Była pani typem małej elegantki czy chłopczycy?

Byłam dziewczynką pełną energii, mama próbowała mnie spacyfikować zapisując na różne zajęcia taneczne, teatralne, baletowe. A i tak najbardziej mi odpowiadały dzikie harce na podwórku. Trafiłam też do szkoły muzycznej, gdzie przez cztery lata grałam na skrzypcach. Bardzo mnie ta szkoła rozwinęła - dodatkowy fortepian, chór, szkolna orkiestra.

Mieszkaliśmy to tu, to tam, zwykle bez łazienki i bez ciepłej wody. Pamiętam wigilie, kiedy liczyliśmy potrawy, bo musiało być dwanaście - była liczona sól i pieprz, masło i puszka sardynek kupiona w Peweksie. Największą atrakcją były paczki z Ameryki od wujka z Chicago.

Nadal jest pani bardzo sprawna fizycznie. Była pani wysportowaną dziewczyną i studiowała na AWF.

Tak, to było zasługą gonitw podwórkowych. Mając 14 lat wygrałam mistrzostwa Polski północnej w Olsztynie w biegu na 80 m przez płotki. Ale miałam też dobry słuch, byłam najlepsza w swojej klasie skrzypiec, lubiłam malować i chętnie przesiadywałam u mamy w pracowni. Zdawałam do Akademii Sztuk Pięknych, ale z marnym efektem.

Kochałam zwierzęta, bez przerwy znosiłam do domu jakieś poranione kotki. Kiedyś pogryzł mnie wściekły pies, trafiłam do szpitala i miałam serię bolesnych zastrzyków. Nie skończyłam jeszcze pierwszej serii, gdy weszłam do budy kolejnego psa i czekała mnie kolejna seria zastrzyków. Ta moja cecha charakteru przeniosła się na życie prywatne, na stosunek do mężczyzn.

Za panią trudne doświadczenia w życiu osobistym, rozstanie z wieloletnim partnerem życiowym w jesieni życia. Skąd czerpała pani siłę i energię do działania?

Energii mi nie brakuje, a siłę do działania dają mi nowe plany zawodowe, koncerty, spotkania z fanami. Mam chyba dobry okres, bo koncerty się wyprzedają w każdym mieście. I nie miewam gorszych dni, dużo czytam, ćwiczę, żeby mieć formę i czekam na wiosnę.

W tym roku kończy pani 80 lat. Jak pani to robi, że zachowuje nadal taką formę? 

Może nie mam olimpijskiej formy, ale mam bogate plany. Parę dni temu byłam na 95. urodzinach znanego rajdowca Sobiesława Zasady. Zaimponował mi swoją formą - nic go nie boli, dziennie przechodzi 7 km i był z żoną 75 lat. To są wyniki.

Jak dba pani o swój wyjątkowy głos? Czy stosuje pani jakieś rytuały zdrowotne przed występem?

Nie stosuję żadnych kuracji, nie pijam specjalnych koktajli. Im częściej używam głosu, tym moje struny głosowe są bardziej zahartowane.

Od lat ma pani charakterystyczny wizerunek i fryzurę. Czy uroda pani pomagała czy przeszkadzała w życiu?

Uroda zdecydowanie mi pomagała na początku kariery, kiedy byłam wiotka jak trzcina, chodziłam w super mini, malowałam się. Moją idolką była Brigitte Bardot.

Czas mija, ale pani wydaje się to nie dotyczyć. Jakie ma pani sposoby, aby zachować zdrowie i dobry wygląd?

Przede wszystkim sen. Moja norma to 10-11 godzin. Sen to również dobry wokal, dlatego kiedy gram koncert jadę dzień wcześniej, żeby się wyspać przed występem. Jem dużo, dużo mniej, niż wcześniej.

Mój organizm sam się domaga zdrowych rzeczy - na przykład owoców i warzyw. Chociaż w tej chwili mój organizm domaga się kulek znanej szwajcarskiej firmy robiącej pyszne czekoladki. Nie piję alkoholu od dobrych kilku lat. Staram się pić więcej wody, ale idzie mi to opornie. I to tyle. Zmywam makijaż wodą i mydłem, za to stosuję dobre kremy.

Rano jem pieczywo chrupkie, dobry biały tłusty ser, pomidory. Około 18-tej małe "co nieco" i tyle. Kiedy gram koncert, to przed nim nic nie jem i po koncercie też nie.

A czy ćwiczy pani? Ma trenera?

Mam mini siłownię w domu i staram się codziennie kręcić na rowerku 20-30 minut, do tego hantle, gumy, ciężarki. Na pewno siłownia na zewnątrz byłaby lepsza, bo wiadomo, jak się wyjdzie z domu, to już "nie ma zmiłuj", trzeba ćwiczyć, trener pilnuje.

Ważna jest też profilaktyka. Robi pani regularnie "przeglądy" stanu zdrowia, badania, stosuje kuracje lub bierze suplementy?

Staram się robić co kilka miesięcy badania krwi, pilnuje tego mój ortopeda, właściwie "bóg ortopedii", Robert Śmigielski. Znamy się ponad 20 lat i jestem pod jego opieką.

Czego pani nigdy nie robi ze względu na zdrowie?

Nie szaleję tak, jak w dzieciństwie, kiedy popisywałam się, chodząc po wysokich przęsłach mostu na Wiśle we Włocławku, ale też na moście w Sydney - bardzo wysokim i niebezpiecznym. Nie prowadzę intensywnego życia towarzyskiego, nie zarywam nocy. Nie ma sensu długie życie bez sprawności fizycznej. Badania i ćwiczenia fizyczne to moje główne zasady.

Jaki ma pani stosunek do starzenia się i przemijania? Jak przyjmuje pani upływ czasu?

Nie myślę o tym i to jest sposób.

A co jest dla pani najważniejsze w życiu i sprawia, że jest pani szczęśliwa?

Najważniejsza jest świadomość, że nie jestem sama, że mam dzieci i mam dużo zajęć zawodowych - to mnie napędza w życiu.

Joanna Rokicka, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie