Halina Frąckowiak: Zdrowie to nie tylko właściwe odżywianie i gimnastyka
Karierę zaczęła jako 16-latka i zapisała się w historii polskiej piosenki wieloma przebojami znanymi od pokoleń. Hanna Frąckowiak w rozmowie z dlugiezycie.abczdrowie.pl opowiada, jak o siebie dba i zachowuje formę na scenie oraz jak radzi sobie z przemijaniem i trudnymi momentami w życiu.
25.11.2024 | aktual.: 25.11.2024 18:53
Joanna Rokicka, dziennikarka Wirtualnej Polski: Dobra energia jest zaraźliwa. Pani zachwyca nie tylko głosem, ale również klasą i urodą. Czy stosuje pani dietę, ćwiczenia czy inne metody, które pozwalają zachować dobrą formę?
Halina Frąckowiak: Mogę powiedzieć, że nie palę papierosów, nie piję alkoholu. Poza tym odżywiam się chyba normalnie, ale nie tłusto i nie jakoś restrykcyjnie ze względów zdrowotnych. Lubię ryby, a jeśli jem mięso, to na pewno nie wieprzowinę, której unikam. Nie wiem dlaczego, ale czuję, że to jest specjalnie hodowane zwierzę, żeby je zjeść.
Ale nie jestem wegetarianką, choć przeszłam czas takiego myślenia. Jednak w moim przypadku to nie było słuszne, bo zauważyłam, że mam słabe włosy i paznokcie. Cera była na pewno bardzo ładna i czysta, ale jednak nasz organizm potrzebuje białka. Na diecie wegetariańskiej trzeba mieć czas na to, żeby przygotowywać sobie posiłki, biegać do sklepu, dobierać białko, uzupełniać. Ja miałam za mało czasu i przekonania do tego.
Ma pani ulubione danie albo rodzaj kuchni?
Tam, gdzie mieszkam, jest bardzo dobry sklep z rybami i właściciele wszystko sami przygotowują, dbają o jakość ryb i robią fantastycznego tatara z łososia. Ale nie wiem, czy to jest moje ulubione danie. Lubię zupę pomidorową, ale i różne sałaty, orzechy, jabłka, wiele rzeczy. Bardzo lubię czekoladę, ale muszę się bardzo pilnować. Z jedzeniem jest trudna sprawa, bo dobrze, jeśli ktoś ma pasję do gotowania. Są kobiety, które kochają gotowanie, ja nie bardzo. Jak muszę zjeść, to zrobię sobie, oczywiście, posiłek. To nie jest trudne, ale wolę w tym czasie zająć się czym innym.
Nadal pani koncertuje i zachwyca doskonałą formą. Jak to się robi w wieku 77 lat?
Rozwój nasz polega także na tym, by widząc swoje słabsze strony, pracować nad nimi i je skruszyć. Stare przysłowie mówi: "Uczymy się na błędach". Możemy kształtować siebie przez poznawanie wartościowej literatury, filmu, muzyki i wszelkiej dobrej sztuki. Kolejna sprawa, którą uważam za absolutnie priorytetową, to nasz sposób myślenia oraz widzenia świata zewnętrznego, relacji pomiędzy ludźmi. Zdrowie to nie tylko właściwe odżywianie i gimnastyka. Miłość, życzliwość, uśmiech i zrozumienie innych są równie podstawowe dla naszego dobrego życia.
Dojrzałe osoby lubią zapuszczać korzenie, pani często się przeprowadza. Lubi pani zmienić otoczenie?
Bardziej chodzi o to, abym w domu, w którym żyję, czuła, iż jest to moje miejsce na ziemi. Zacytuję powiedzenie mojej mamy: "Kocham ten dom". Zapuścić korzenie. To jest, że chcę być tam, gdzie jest dobro i piękno. Wiele, bo aż 40 lat mieszkałam na warszawskim Zaciszu.
Gdy myślę o tamtym czasie, o miejscu, o ludziach, moich sąsiadach, to tęsknię. To byli nie tylko sąsiedzi, ale i przyjaciele. Z niektórymi przyjaźnię się do dzisiaj, a tych, którzy odeszli z tego świata, noszę w serdecznej pamięci. Wyprowadziłam się z ulicy Izoldy, gdy zmarła moja mama, a Filip, mój syn, przeniósł się wtedy do własnego mieszkania.
Wybrałam miasteczko Wilanów, dokąd wcześniej razem z Filipem oraz jego tatą jeździliśmy w ciepłe i słoneczne, a także zimowe dni na spacery, do ogrodów i do pałacu w Wilanowie. Urocze miasteczko Wilanów, którego architektura czteropiętrowych domów i romantycznie oświetlona droga prowadząca do Świątyni Bożej Opatrzności w połączeniu z pałacem w Wilanowie działały pozytywnie na moją potrzebę estetyki.
Jednak tęskniłam do mojego własnego domu i małego zielonego ogródka. Znalazłam dom, który kupiłam, ale był on niestety zbyt daleko od Warszawy, od moich bliskich, a więc od syna, rodziny i przyjaciół. Jest takie powiedzenie: "kto szuka, ten znajdzie". Więc znalazłam swoje miejsce na ziemi. Dom i miejsce, które spełniły moje wyobrażenia o domu ciepłym i przytulnym, dając poczucie, że jestem u siebie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ma pani za sobą trudne życiowe doświadczenia. Które momenty były najtrudniejsze w pani życiu?
Śmierć najbliższych mojemu sercu. Rozstania, po których pozostaje tęsknota. Niesprawiedliwość i ludzka krzywda. Kłamstwo, które rani wobec niego bezbronnych i powoduje cierpienie. Można wymienić wiele powodów, które przyczyniają się do cierpienia. Ból i cierpienie nie przynależą tylko do jednego człowieka, bo nikt nie jest bezludną wyspą.
Wychodzę na scenę i wszystko, co mogło boleć, znika. Jestem tylko z tym, co mogę zaśpiewać i z ludźmi. Myślę, że wielki dar i łaska mnie spotkały, że robię to, co lubię i to przynosi mi to satysfakcję.
Zadebiutowała pani na scenie jako 16-latka. Teraz artyści jeszcze wcześniej zaczynają, ale mają wiele możliwości, aby pokazać światu swoją muzykę.
Myślę, że zawsze ponosimy jakiś koszt, gdy zaczynamy tak wcześnie. Ja miałam 16 lat, przerwałam szkołę i zaczęłam zajmować się muzyką i śpiewaniem. I nie dlatego, że tak zadecydowałam i wybrałam. Po prostu podczas konkursu Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie zaproponowano mi od razu koncerty. Już na drugich eliminacjach, które były we Wrocławiu, w Hali Ludowej. Kiedy już wiedziałam, co lubię i jak chcę śpiewać, to dopiero wtedy zaczęłam.
Dzisiaj młodzi ludzie mówią niedbale, a pani posługuje się piękną polszczyzną. Jakie wskazówki dałaby pani młodym ludziom, którzy chcą śpiewać?
To, na co chciałabym zwrócić uwagę, dotyczy świadomości przekazu. Śpiewać na scenie to nie znaczy posiadać tylko głos. On zobowiązuje nas do dzielenia się z naszą publicznością tym, co jest w nas najlepsze. Niech to będą wartościowe i piękne - muzyka, słowo i zewnętrzna prezentacja.
Nie trzeba poddawać się trendom w modzie, lecz pielęgnować i rozwijać w sobie to, co jest najciekawsze, indywidualne i prawdziwe. Zachęcałabym do tego, aby młodzi wykonawcy cenili piękno naszego języka, piękno polskiej poezji. Jeśli będą na to wrażliwymi, staną się automatycznie wymagający w doborze tekstów do swoich piosenek.
Co jest najtrudniejsze w występowaniu po tylu latach?
To jest zmęczenie fizyczne czy emocje, które wypływają na koncerty. Jak mam jechać 600 kilometrów, to jest to zrozumiałe, że pojawia się zmęczenie. Staram się teraz przyjeżdżać dzień wcześniej, aby przespać noc i spokojnie się przygotować do koncertu. Dojazdy są najbardziej męczące, ale trzeba do ludzi dojechać.
Miałam kiedyś taką sytuację, że byłam bardzo przeziębiona. To nie była żadna grypa, tylko strasznie się wyziębiłam przez wiatr i deszcz nad morzem i potem przez kilka dni nie mogłam dojść do siebie i się rozgrzać. Miałam koncert, ale pomyślałam, że nie dam rady, nie pojadę. Brałam wszystko, co miało mi pomóc, nawet antybiotyki i sterydy, żeby zdążyć na czas. I pojechałam, zaśpiewałam, zdobyłam formę. Ale następnego dnia, jak wróciłam, to nawet najsilniejszy lek już nie działał, infekcja powróciła i bardzo długo to przechodziłam.
Miałam jednak świadomość, że nie mogę nie dotrzeć. Organizator koncertu mi powiedział, że seniorzy bardzo czekają i bardzo mnie chcą, bo sami wybierali sobie artystę. Myślę: "Boże, jeżeli oni mnie wybrali, to jak ja mam nie dojechać? No muszę".
Mam wrażenie, że w pani pokoleniu jest sporo artystów, którzy są w doskonałej formie. Czy ten kontakt z publicznością i zawód, jaki pani wykonuje, spowalniają starzenie?
Tak, bo to jest zawód bardzo wymagający. Jeżeli mówimy "zawód", a nie pasja czy misja. To jest poryw serca, ale za tym idzie wielka praca. Druga rzecz, którą uważam za ważną, to dobre myślenie, które nie jest nasycone złością czy negatywnymi emocjami. Miłość leczy wszystkie rany. Jak ktoś jest serdeczny, uśmiecha się do nas, to też się do niego uśmiechamy. To jest taka wymiana energii.
Czy czuje się pani spełniona artystycznie i życiowo?
Artystycznie czuję się spełniona, ale nie uważam, że ten rozdział jest zamknięty. Mam dużo do zrobienia, wiele niewydanych utworów, a także wiele napisanych i jeszcze nie nagranych. Jestem w trakcie pisania mojej autobiografii. Napisałam dużą część fragmentów z historii mojego artystycznego i prywatnego życia, będąc w permanentnej podróży w związku z moimi koncertami. Brakuje mi czasu na pisanie, muszę nauczyć się lepszej organizacji czasu, a więc nie jestem bez skazy.
Z upływem lat pojawiają się problemy z energią, z pamięcią, odczuwamy upływ czasu. Martwi panią kwestia przemijania czy jest pani pogodzona z tym procesem?
Jestem pogodzona. Trzeba dbać o siebie, ale jest tak, że czasami dziedziczymy jakieś deficyty i nie mamy na to wpływu. Myślę, że żywienie ma na pewno wpływ na zdrowie. Jak człowiek jest słabszy, czuje się gorzej, to ma mniej energii, imperatywu do działania i może mieć również słabszą pamięć. To spotyka bardzo wiele osób. Ja bym powiedziała, że kluczowa jest umiejętność wykrzesania z siebie tego, że jest się pogodzonym. Takie jest prawo natury, tak się dzieje i wtedy chyba mniej nam to dokucza.
Joanna Rokicka
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl